-

Kornel

(10 marca) ŻYWOT DWÓCH BRACI RODZONYCH, Ś. LUPICYNA I ROMANA

pisany od Ś. Grzegorza turońskiego (lib. de vita Patrum cap. 1), — Żyli za Hilperyka, króla francuskiego, około roku Pańskiego 540.

Lupicynus i Romanus, z pieluch prawie od Pana Boga na świętą służbę Jego wybrani, po chrzcie ś. sukni niewinności swojej nieczystością swoją nie zmazali. Lupicynus z młodości swej w P. Bogu się kochając, był w bojaźni Bożej i w naukach wyćwiczony. A gdy dorósł, a ojciec przymuszał aby żonę wziął, nigdy zezwolić na to nie chciał. Tedy się ojciec do młodszego syna Romana udał, używając go, aby na starość i dom jego pomniał, a małżeństwo ś. przyjąwszy, z pracy go domowej wybawił. Ale Romanus starszemu się bratu do chowania czystości ubieżeć nie dając, słusznie się też z tego wymówił. Wszakże obydwa byli przy rodzicach swoich aż do ich zejścia ze świata tego. Po śmierci ich obaj się zmówili, aby szli na puszczę, a wszystko dla P. Boga opuszczając i Jego ubóstwo naśladując, pilnowali zbawienia swego, — od zabaw świata tego, które wolnego serca w niebo nie puszczają, chcąc się ułacnić a przyczyny sobie do grzechu odjąć. I szli na puszczę loryńską na granicy Burgundji i ziemi niemieckiej, blisko miasta Adwentyki. Tam sobie chałupki postawiwszy, psałterz i godziny śpiewając, a ofiarę Panu Bogu z serc swoich czyniąc, i modły za wszystek świat anielskim żywotem swoim ofiarując, ziółkami tylko i korzonkami żyli. Lecz się ich męstwu i cnocie djabeł (którego pychę i zbytki deptali) dziwując, i im tej wysługi u Boga zajrząc, począł ich na onem miejscu przenagabywać. I chcąc ich z pustyni onej, na której taki żywot anielski wiedli, wygnać, jawnie na nich, gdy się modlili, w nocy i we dnie kamienie ciskali czarci, tak gęste, iż drugdy jako deszcz padały i wiele im ran ciężkich zadawały. Młodzi żołnierze Boży, i w leciech i w ćwiczeniu onego żywota, nie mogli onych niepokojów i boleści wytrwać, i zmówiwszy się, do domu się nazad wracali.

Idąc nazad, trafiła się im jedna uboga gospoda na wsi, w której spyta ich niewiasta, poznawszy iż są słudzy Boży, mówiąc: Skąd idziecie, żołnierze Boży? Oni ze wstydem powiedzą: iż się wracamy do domu; chcieliśmy też żywot pustelniczy zaczęty aż do śmierci prowadzić i w nim trwać, ale przed złymi czartami nie możem wytrwać, — już nas kamieniami potłukli, wielkie nam niepokoje czyniąc. A ona rzecze: Żołnierze Boży, trzeba wam było mężnymi być a czartom nie ustępować, których święci za pomocą Bożą porażają, gdy się im statecznie sprzeciwią. Usłyszawszy to słowo, bardzo się wstydzić poczęli i żałować, iż się wystraszyć i od tak dobrej a świętej rzeczy i od żywota zaczętego odwieść dali, i rzekli: Ach nam, zgrzeszyliśmy, żeśmy nasze przedsięwzięcie opuścili, już i niewiasty z nas się śmieją, — wróćmy się, wróćmy się! I włożywszy krzyż ś. na siebie, i laski w ręce porwawszy, na pierwsze miejsce bieżeli. Na którem, gdy toż przenagabanie mieli, wytrwali na modlitwie, aż im P. Bóg miłosierdzia swego użyczył, i ono im miejsce, ich cierpliwości doznawszy, uspokoił. Tak miły żywot wiodąc, sława ich roznosić się poczęła, i naszło się do nich ludzi niemało, którzy się drogi onego życia i podobania P. Bogu u nich uczyć chcieli. A gdy się ich niemało nazbierało, zbudowali sobie klasztor, który Daryszkon nazwali. I wysiekłszy a wykopawszy rękoma swojemi las, robotą się swoją żywilii A gdy im co dalej tem więcej towarzystwa do onego żywota przybywało, drugi i trzeci klasztor już w niemieckiej ziemi zbudowali. Ci dwaj bracia obchodzili one klasztory, nauczając brać dróg Bożych i ostrożności w nabywaniu zbawienia dusznego.

A Lupicynus starszym był nad wszystkimi, który był człowiekiem bardzo miernym w jedzeniu i w piciu, trzeciego dnia drugdy raz jedząc. Gdy nań pragnienie przychodziło, kładł obie ręce w wodę; i to była rzecz dziwna, iż z rąk moczenia ciało jego oną wodę w siebie ciągnęło, jakoby ją ustami wypijał, — i tak gasił swoje pragnienie. Był bardzo ścisły i surowy około braci, nie nieprzystojnego nietylko czynić, ale i mówić nie dopuścił. Niewieściego się strzegł nietylko gadania, ale i spotkania, na stronę uchodząc, gdy którą spotkał. A Romanus tak był prosty, iż kogo spotkał, męża czy niewiastę, a błogosławieństwa od niego prosił, jednako wszystkim mężom i niewiastom, wzywając imienia Bożego, błogosławił.

Gdy nie miał skąd żywić braci onej Lupicynus, Pan Bóg mu ukazał skarb stary, schowany na puszczy, z którego brał złoto i srebro i niósł do klasztoru, ile mógł zanieść, i kupował potrzeby na tych, których był na służbę Bożą zgromadził. Co rok do onego skarbu chodził i brał, ile potrzeba, wszakże żadnemu o nim nie powiedział. Jednego czasu, gdy szedł do klasztoru tego, który był w Niemczech, nie zastał braci, bo na polu u roboty byli. A wszedłszy do kuchni, ujrzał rozmaite potrawy i ryby nagotowane dla braci. I pomyśli sobie: nie słuszna to, aby pustelnicy i zakonnicy takich potraw używać mieli, — i kazał sobie dać kocioł wielki i włożył weń wszystko pospołu, co jedno było nagotowane: i ryby, i jarzyny, i wszystko, co jeść mieli, i warzył to w wodzie, mówiąc: Niechaj to jedzą, bracia, a rozkoszy się nie przyuczają, która im do służby Bożej przeszkodzi, — co braci bardzo obraziło. I obrało się ich dwunastu, którzy z onego gniewu precz z klasztoru poszli, chcące się na świecki żywot wrócić. O czem gdy się dowiedział ś. Romanus, karał brata o to, mówiąc: Szedłeś tam do tego klasztoru braci rozpraszać, lepiej tam było nie chodzić. A on rzecze: Nie miej mi za złe, najmilszy bracie, iż się tak stało, — przeczyściło się zboże Pańskie, a plewa na stronę wiatrem odeszła, a ziarno zostało. A ś. Romanus rzecze: Boże, by był żaden nie wyszedł; ale powiedz mi, wiele ich wyszło? Odpowie: Dwunastu ludzi hardszych, w których Bóg nie mieszkał. Tedy ś. Romanus płakać począł, mówiąc: Mam w Panu Bogu nadzieję, iż i tych nie oddali od skarbu swego, ale ich zgromadzi i nawróci, dla których cierpieć raczył. I modlił się za nich P. Bogu tak długo, aż o ich nawróceniu usłyszał. Bo przyszło do tego, iż się oni wszyscy upamiętali, a żałując za występek swój, żywot święty zaczęli, tak iż każdy z nich swoich uczniów miał i swój klasztor fundował, które do tego czasu trwają.

Ten Romanus trwał w swej prostocie i w czynieniu uczynków dobrych, nawiedzając chorych i modlitwą ich swoją uzdrawiając. Jednego czasu idąc nawiedzać braci, zamierzkł i do szpitala trędowatych na noc wstąpił, w którym było dziewięciu trędowatych; i umył ręką swoją nogi wszystkich, i podle nich się układł, nie brzydząc się plugastwem ich. A gdy w nocy na modlitwę wstał, spali trędowaci, a on odprawiwszy modlitwę, ręką się jednego dotknął, i wnetże oczyszczon był; także i drugiego, alić i drugi czysty. Ci się dwaj ocknąwszy, obaczą, iż są zleczeni, i obudzą drugich, aby świętego o toż dobrodziejstwo prosili. I nie puścili go, aż wszystkich zleczył. A on ich nauczywszy bojaźni Bożej, pożegnał ich.

Lupicynus, będąc już bardzo stary, szedł do Hilperyka, króla francuskiego, który był na ten czas w Burgundji, w mieście Janubie. Gdy w dwór jego wchodził, a wtenczas król u stołu siedział, strzęsnęło się królewskie krzesło pod nim, i przeląkłszy się, rzekł: Ziemia drży. A drudzy powiedzieli: Nie czuliśmy nic. I rzecze król: Idźcie prędko do bramy, podobno wchodzi do nas ten, który nam źle myśli, bo nie darmo krzesło pode mną zadrżało. Wynijdą i znajdą tego starca. Kazał go król przywieść przed siebie; i stanął przed królem, jako my niegdyś Jakób przed Faraonem. Spytał go król, ktoby był a coby miał za potrzebę do niego. Rzecze Ś. Lupicynus: Jestem ojcem owiec Bożych, które mając od Pana Boga potrawy duchowne, na cielesnych im schodzi; prosimy mocy waszej, abyście nasze potrzeby opatrzyli. A król zaraz rzecze: Dam wsie i winnice, z których żyć będziecie. A on rzecze: Nie chcemy się tem bawić, ani bogaci być, w pokorze królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego szukamy, ale was prosim, dajcie nam gotowe jakie dochody. I kazał im dawać na każdy rok trzysta korcy pszenicy, i tejże liczby garnców wina, i sto czerwonych złotych na suknie, który dochód i dziś mają.

Gdy się już obydwaj starzeli, rzekł Lupicynus bratu: Gdzie chcesz być pogrzebion, żebyśwa obydwaj pospołu leżeli? Romanus ś. rzecze: Ja nie mogę w klasztorze leżeć, do którego niewiasty chodzić nie mogą, bo wiesz, iż mnie niegodnemu P. Bóg dał łaskę do leczenia ludzkich niemocy, — pobieżą potem do grobu mego i po śmierci mojej. Przetoż Romanus ś. przed klasztorem na górce pogrzebiony był, na którem miejscu potem kościół wielki zbudowany jest, do którego wiele się ludzi zewsząd schodzi i pociechy cudowne w potrzebach swoich odnosi. A Lupicyn w klasztorze swój grób ma. Na cześć Panu Bogu, wiecznie królującemu, któremu w Trójcy jedyna cześć i chwała. Amen.

______________________________________________________________________________________________________

Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu, ks. Piotr Skarga SI, wyd. księży Jezuitów, Kraków 1933, ss. 427-431

 



tagi: zakonnicy  cnotliwi 

Kornel
10 marca 2021 15:16
2     709    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @Kornel
10 marca 2021 16:23

z tym przekładem na polski coś nie halo.

W VI wieku ery Nowego Przymierza (tzw. naszej ery) nie istnieli  królowie francuscy.I nie było Francji.

Chilperyk I był królem Franków, a nie Francji, czy  królem  francuskim. Jeśli już to frankońskim.

 

zaloguj się by móc komentować

Kornel @Kornel
10 marca 2021 21:42

To nie jest przekład. Może dlatego nie gra. 

Spodziewam się, że dawniej pisano inaczej niż dziś, stąd różnice w imieniu, nazwie kraju. Dziękuję jednak za sprostowanie.

 

Bracia są ciekawi, bo różni przymiotami i temperamentem, ale w jedną stronę patrzą i porozumieć się mogą.     

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować