-

Kornel

(12 marca) ŻYWOT GRZEGORZA WIELKIEGO, RZYMSKIEGO PAPIEŻA

pisany od Jana, diakona rzymskiego, do Jana ósmego, papieża, który żył około roku Pańskiego 872. A Grzegorz ś. żył około roku Pańskiego 590.

Grzegorz, rodem Rzymianin, nauką filozof, przezacnego męża Gordjusa i błogosławionej Sylwji syn, z senatorskiego rodzaju idący, przodków swych miał wielce zacnych i bogobojnych. Bo ś. Feliks czwarty, papież, jego był pradziadem, i ś. Tarsyla panna (która umierając, niebieską muzykę słyszała i Jezusa Chrystusa idącego po siebie widziała) ciotką jego była. Ten naród swój Grzegorz cnemi postępkami i naśladowaniem uczcił. Stateczności w młodych jeszcze leciech używał, do starych się i nabożnych ludzi garnąc, a tego się, czego nie umiał, pilnie ucząc. Jeszcze w młodzieństwie stanąwszy na rozstajnej drodze, lewą, to jest świecki żywot puściwszy, w prawo, to jest do duchownego stanu, ku rzeczom niebieskim zapalony, puścił się. Ale odkładając a rozumiejąc, iż lepiej mógł służyć Chrystusowi, gdyby do czasu w osobie świeckiej duchowny umysł nosił, na starościm albo pretorskim urzędzie, póki ojciec był żyw, siedział.

Po śmierci ojcowskiej złożył wszystkie świeckie zabawy, a mając wolne szafowanie dóbr doczesnych, sześć klasztorów w Sycylji zbudował i nadał. Siódmy w Rzymie u ś. Andrzeja z własnego domu swego uczynił u pagórka Scaurus, w którym sam złote i jedwabne szaty złożywszy, i ostatek majętności swej ubogim rozdawszy, mniszy ubiór, jako dawno pragnął, na siebie oblókł, i pod zacnymi zakonnikami, Hilarjonem i Maksymjanem, doskonały żywot prowadził. Potem jednostajnem braterskiem obraniem, starszym nad zakonnikami został. Wielkiej był w pokarmach wstrzymawałości, pilnie się w czytaniu i rozmyślaniu Pisma ś. kochając, chociaż żołądka był złego i zdrowia chorego. W poście niemoc nań (syncopis) albo omdlewanie przypadło, iż trwać bez częstego pokarmu i żyw być nie mógł. Zdała mu się rzecz bardzo żałosna, aby w Wielką Sobotę przed Wielkanocą, której i dzieci maluczkie poszczą, nie miał pościć; a iż o zdrowie szło, wziął sobie na pomoc do modlitwy Eleuterjusa niejakiego (o którym słyszał, iż umarłego był wskrzesił, a na ten czas w poruczeniu jego był) prosił Pana Boga, aby w on dzień mógł pościć. I tak wielce uprosił, iż nietylko dzień on na poście, ale i drugie jeszcze, by tylko trzeba, przetrwać mógł. Acz zawżdy chorym zostawał, jednak nigdy nie odpoczął — albo się modlił, albo pisał, albo czytał, albo rzeczy ku pisaniu powiadał.

W tym klasztorze matka jego Sylwia surowemi go jarzynami żywiła. Raz, gdypisał, anioł do niego w osobie potopem zubożałego przyszedł, wspomożenia prosząc, nad którym się serdecznie Grzegorz ś. użaliwszy, sześć mu złotych dał. Tegoż dnia przyszedł drugi raz, prosząc o więcej a mówiąc: Siły utraciłem, a małom od ciebie wziął. I kazał mu dać drugie sześć. A trzeciego dnia jeszcze nań o pomoc wołał, — kazał także sześć złotych dać, ale szafarz powie, iż niemasz już co dać. Każe patrzeć jakiej sukni, albo naczynia. — Powiedział, iż nic niemasz, jedno misa srebrna matki jego, na której jarzyny posyła. Z wielkiem weselem oną mu misę dać każe. A on ubogi z radością poszedł i już się do niego na żebraninę nie wrócił, ale mu na pomoc (bo to był anioł w osobie ludzkiej) przychodził. I od tego czasu Bóg go dziwnemi cudami wsławił, tak iż wszystkim był ku przykładowi i przestrachowi.

Czasu jednego kupować coś do klasztoru dwóch braci posłał — jednego sprawnego, ale młodego, a drugiego starszego, aby był stróżem jego. On starszy pieniędzy coś ukradłszy, skoro do drzwi się klasztornych wracał, od czarta dręczonym był tak długo, aż wyznać złodziejstwo swoje i dać się winnym musiał. A potem czart od Grzegorza ś. odegnany, nigdy do niego przystąpić nie śmiał. Drugiego czasu, w dzień ś. Andrzeja Apostoła, po obiedzie brat jeden znagła zaślepiony, drżąc dał znać, iż coś straszliwego widział, na co patrzeć dalej nie mógł. Przybieżą bracia, najdą a on już się zapomniał. Kazał go Grzegorz ś. nieść do ołtarza ś. Andrzeja. Tam gdy modły czynili brat on ku sobie przyszedł i powiedział: Ukazał mi się jakiś starzec i puścił na mnie psa czarnego, aby mię rozdrapał, mówiąc: A czemu chcesz z klasztoru uciekać? A gdym uciec przed onym psem nie mógł, jacyś mię mnisi u onego starca wyprosili; i kazał psu na stronę, a jam już ku sobie przyszedł. I wyznał on brat potem, iż tego dnia, gdy się to stało, miał wolę z klasztoru uciec.

Brat jeden w jego klasztorze, na imię Justus (który umiejąc lekarskie nauki, pilnie ś. Grzegorzowi około jego zdrowia służył), bardzo zachorzawszy, powiedział bratu swemu rodzonemu, który mu w niemocy służył, iż miał tajemnie trzy czerwone złote schowane. Dowiedział się tego Grzegorz ś., iż przeciw ustawie zakonnej uczynił, która nic swego własnego mieć nie dopuszcza. Nie kazał żadnemu bratu do niego chodzić, ani mu słowa pociesznego udzielać, a jeśliby umarł, kazał ciało jego w gnój wyrzucić, i z nim pieniądze one zakopać a braci nad nim wołać: Pieniądze twoje niech z tobą na zgubę twoją zostaną. Co mądrze z ducha Bożego uczynił, aby i on umierający, żałując, w skrusze umarł, i bracia żywi takiej się straszliwej kaźni przelękli. I tak się stało; gdy nikt do niego z braci nie szedł, spytał: coby się to działo? Powiedział brat on jego, iż z naprawy Grzegorza ś. przez te pieniądze, któreś sobie schował, żadnemu cię nawiedzać nie kazał, a jeślibyś umarł, w gnoju pieniądze z tobą pokopają, i tak wołać bracia nad tobą będą: Niech twoje pieniądze na zgubę twoją z tobą zostaną. Tedy on brat ciężko tego żałując, w dobrej pokucie skonał. A gdy go tak straszliwie i niepoczciwie, nad nim wołając, pogrzebiono, bracia wszyscy wielce się przeląkłszy, i to z komór wynosili, co się im mieć godziło, bojąc się aby czego nie mieli, skądby przyganę odnieśli. Potem użalił się duszy onej Grzegorz ś. i przyzwawszy Specjoza brata, kazał mu trzydzieści Mszy ustawicznie przez trzydzieści dni za duszę oną ofiarować. Ostatniego dnia on Justus ukazał się onemu rodzonemu bratu swemu. Spytał go, jakoby się miał. Powie: iż już teraz dopiero dobrze, dziśem wziął uczestnictwo albo komunję. On nie wiedząc, aby zań była trycesyma ona, powie to braci, co widział. A gdy liczyć dni poczęli, tak się znałazło, iż on dzień był trzydziesty. I tak się ofiara i widzenie zgodziło, iż z czyśca przez Mszę przenajświętszą i ofiarę wybawion był.

Raz idąc przez rynek Grzegorz ś., obaczy, a oto dzieci piękne i na ciele białe sprzedają. Spyta: Skądby te pacholęta? Powiedzą: Z Brytanji wyspy. Spyta: Jeśli ten naród jest chrześcijański? Powiedzieli kupcy, iż są poganie. Tedy głęboko westchnąwszy, rzekł: Niestety, książę ciemności tak piękne twarze posiadł, a iż taka uroda na ciele, łaski Bożej nie ma na sercu. Tedy poszedł święty do Benedykta pierwszego, papieża, prosząc, aby ludzi posłał na nawrócenie pogaństwa do Brytanji albo Anglji, sam się też na tę posługę ofiarując. A gdy innych z taką ochotną wolą papież nie znalazł, samego ś. Grzegorza ze swem błogosławieństwem, acz z wielką trudnością (bo go duchowni i świeccy puścić z Rzymu nie chcieli) posłał. Skoro z Rzymu wyjechał Grzegorz ś., Rzymianie idącemu do ś. Piotra papieżowi na trzech miejscach zastąpili, wołając nań temi słowy: Piotraś ś. obraził, Rzymeś skaził, gdyś Grzegorza z niego wypuścił. I musiał papież prędkiemi posłami pogonić kazać Grzegorza ś. i do Rzymu wrócić. Zatem go i z klasztoru wyjął i uczynił go siódmym diakonem przy boku swym. Z wielką pokorą na urzędzie onym, jako jaki anioł, przykładem wielkich cnót kościelny rząd zdobił.

Był potem uczyniony posłem od papieża Pelagjusza do Carogrodu do cesarza Tyberjusza około pomocy przeciw Longobardom. Na którą drogę wielu z sobą mnichów braci swojej nabrał, do których rozmowy, czytania i modlitw się jako do portu uciekał, gdy mu świeckie sprawy myśl i nabożeństwo rozrywały. Tam w Carogrodzie Futychjusza, patrjarchę carogrodzkiego, i wielu innych z błędu heretyckiego wywiódł, który książki był fałszywej nauki napisał, jakoby ciała nasze po zmartwychwstaniu dotkliwe być, i tej natury, jako teraz są, mieć nie miały, ale inną, subtelniejszą niźli wiatr który i po wietrze. Na to mu odpór z Pisma indziej i przed cesarzem dając, do tego przywiódł cesarza, iż sam ręką swoją jego książki w ogień wrzucił. A po długiem i ochotnem gadaniu obydwaj zachorzeli. Lecz Grzegorz ś. ozdrowiał, a Eutychjusz umierając, jego naukę katolicką chwalił, i ciągnął skórę swoją na sobie, mówiąc: Wyznawam, iż w tem ciele zmartwychwstaniem. I tak jako prawy katolik, uporu zaniechawszy, umarł.

Wróciwszy się do Rzymu Grzegorz ś., trafił na wielki potop z wylania Tybru, który miasto wszystko zalał i niezmierną szkodę uczynił. Tedy niezliczona rzecz wężów za jednym wielkim smokiem po tybrowej wodzie do morza wpadła, które pozdychawszy, gdy na brzeg od morza wyrzucone były, smrodem swoim złe powietrze uczyniły. Którem naprzód (jako mówi Ezechjel) począwszy ludzi P. Bóg karać, od swego przybytku począł, bo papież Pelagjusz niem zarażony, umarł. Tego czasu było w klasztorze Grzegorza ś. chłopię jedno, przy bracie swym zakonnym mieszkające, złe i niespokojne, które śmiejąc się z ludzi zakonnych, przysięgało nigdy mnichem nie być, temże powietrzem zarażone, umierało. Bieżał do niego Grzegorz ś. z bracią, a gdy już konanie jego Bogu poruczali, on chory zawołał: Wynijdźcie, oto mię smokowi pożreć kazano, a przed wami nie może. Każe mu się Grzegorz ś. krzyżem świętym żegnać, a on rzecze: Nie mogę, bo mię przyległ. Tedy tem gorętszą zań modlitwę czynili. Aż po chwili wołać pocznie: Chwała Bogu, już smok ode mnie uciekł, wasze go modlitwy odegnały; proście Pana Boga za grzechy moje, a ja już świat opuściwszy, w zakonie Panu Bogu służyć będę. Tak Grzegorz ś. od obojej go śmierci swoją modlitwą wybawił.

Po śmierci Pelagjusza wszyscy duchowni świeccy jednym zgodnym głosem na papiestwo Grzegorza ś. obrali. Ile siły mieć mógł i starania, wzbraniał się tego urzędu. I mając nadzieję w cesarzu Maurycjusie, któremu kumotrem był, tajemny list do niego prędko wyprawił, prosząc, aby go z tego wybawił a na to nigdy nie zezwalał. Lecz starosta Germanus posła jego pojmał i listy jego zdrapał. Gdy go ta nadzieja minęła, a cesarz z jego podwyższenia bardzo się uweselonym być pokazał, z miasta uciekł i zawieźć się tajemnie w mniszem odzieniu na pustynię kazał, i krył się po jaskiniach. Lud go pilnie wszędzie ze starostą szukał, a nie mogąc go znaleźć, do Pana Boga się udali, który im przez słup ognisty, na to miejsce gdzie siedział, z nieba spuszczony, ukazał Grzegorza świętego. I z radością go porwawszy, do świętego Piotra prowadzono i tam na papiestwo poświęcono.

Na wstępie i początku papiestwa swego fundament wyznania wiary ś. założył, iż naukę na pięciu świętych zborach od Ojców śś. pochwaloną, przyjmował, i heretyków na nich potępionych potępiał. To wyznanie wedle zwyczaju do czterech patrjarchów, Jana carogrodzkiego, Eulogjusza aleksandryjskiego, Grzegorza antjocheńskiego i Jana jerozolimskiego, rozesłał. Potem obyczaje kościelne i duchownych naprawiał. Śpiewanie też kościelne i kantory pięknym porządkiem i słodkiem brzmieniem postanowił. Co najprzedniejszych ludzi w pobożności i nauce, przy boku swoim postawił. I do pałacu swego mnichów, z którymi żył, nabrawszy, we dnie i w nocy żadnej zakonnej doskonałości nie opuścił, ani żadnej biskupa najwyższego powinności nie omieszkał. Świeckich ludzi do tajemnej rady swej, jako inni, nie przypuszczał. Probusa opata na zbudowanie szpitala do Jeruzalem posłał. Mnichom na górę Synai w Arabji, póki żyw był, żywność posyłał. Wielkie jałmużny na ubogich i niedostatecznych czynił, a policzonych na swym rejestrze miał i z uprzejmego miłosierdzia opatrywał.

Pielgrzymów i przychodniów ustawicznie u stołu swego miewał, i on im sam służył. Między nimi jednego miał raz na obiedzie, któremu z pokory wodę do rąk umywania dając, gdy się po nalewkę obrócił, wnetże mu z oczu zniknął, ani go znależć mógł. I dziwując się coby to było, tej nocy Pan Jezus mu się przez sen ukazał, mówiąc: W inne dni mię przyjmujesz w członkach moich, ale dziśeś mię samego w osobie mej przyjął. Drugiego czasu także kazał dwunastu pielgrzymów przy stole swym wedle zwyczaju posadzić. Gdy ich liczył sam, trzynastego między nimi znalazł, i rzecze do kapelana: Jam dwunastu wezwać kazał, a tyś trzynastego przydał? Odpowie: Ojcze święty, niemasz ich tu jedno dwunastu. I licząc kilkakroć, obaczył jednego z odmienną twarzą, a on raz młodszym się być zda, drugi raz starszym. I milczał. Skoro po obiedzie, wprowadził go do komory swej, poprzysięgając go a pytając, coby był zacz? Powiedział: Co pytasz o imię moje, które dziwne jest; jam jest on z potopu zubożały, któremuś dał dwanaście złotych i misę srebrną, na której ci matka Sylwja jarzyny posyłała. Od onego dnia Bóg postanowił, iżeś biskupem być miał Kościoła jego, za który krew swoją rozlał, i namiestnikiem Piotra ś. któregoś naśladownikiem został, gdyś majętności ofiarowane rozdawał, jako komu było trzeba, i jam tobie za osobnego stróża dany jest. Bom ja jest anioł Boży, abyś to od Boga zawżdy miał, o co prosisz. Tedy padł do nóg jego Grzegorz Ś., a anioł zniknął. A z tego tem większym był jałmużnikiem w rozdawaniu rzeczy świeckich, im pewniejszym był o odpłacie rzeczy niebieskich.

Trzy tysiące mniszek, świętych służebnic Bożych, żywił, piętnaście funtów złota na pościel im dał, a co rok ośm set na żywność im posyłał, o których tak pisze Teoctisto Patritio: Taki jest żywot białogłów tych, tak w pokucie, postach i płakaniu ciasny, iż wierzym, gdyby ich nie było, my byśmy przez miecz Longobardów zostać się na tem miejscu nie mogli. Niemocnym po ulicach i drogach warzone potrawy posyłał, a wstydliwszym ze swego stołu, niźli jeść począł, z misami od domu do domu nosić kazał, tak iż żadnego nie było, któryby uczestnikiem jego miłosierdzia nie zostawał. Są dziś jeszcze pisane wielkie księgi w laterańskim pałacu, gdzie ubogich i tych, których żywił, nietylko w mieście, ale i po innych miastach i dalekich, imiona i czasy spisane są.

O nawróceniu do wiary chrześcijańskiej Anglików, o których się był przed papiestwem pokusił, tak się czwartego roku przełożeństwa swego postarał, iż z domu swego zakonników, Augustyna i innych przy nim uczonych i świętych, wyprawił na opowiadanie ewangelji bałwochwalcom onym, w czem mu tak P. Bóg poszczęścił, iż jeszcze za żywota jego wszystka Anglja usłyszawszy imię Chrystusowe, i patrząc na żywot święty kaznodziei onych, wiarę ś. katolicką przyjęła. Czynili tam wielkie cuda posłańcy Chrystusowi, o których sam ś. Grzegorz pisze do Augustyna, upominając jego i innych, aby się z nich nie podnosili.

Jednego czasu niewiasta jedna chleb na ołtarz ofiarowała; tej, gdy przy Mszy Przenajświętszy Sakrament Grzegorz ś. podawał, a mówił: Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa zachowaj duszę twoją — ona się roześmiała, a Grzegorz ś. umknąwszy ręki, i Ciało Boże na ołtarzu położywszy, spyta jej, czemu się śmiała. Powie: Dziwno mi to, iż ty to Ciałem Bożem zowiesz, com ja rękoma swemi upiekła. A Grzegorz ś. widząc niedowiarstwo jej, modlić się z ludem począł, i z onej części Sakramentu mięso się widome stało, które ukazawszy niewieście onej, z niedowiarstwa ją wybawił i lud wszystek utwierdził, i zasię modlitwą swoją uprosił, iż się na pierwszą osobę chleba przemieniło.

O Trajanie cesarzu, iż za jego pogańską duszę Grzegorz ś. Pana Boga prosił, pełne są tego pisma, zwłaszcza u Greków i wschodnich kościołów; ale jako prosił i co uprosił, o tem żadnej pewności niemasz. Jednego dnia idąc przez rynek Trajanów w Rzymie, przywiódł sobie na pamięć jego cnotę i sprawiedliwość w pogaństwie taką. Gdy jechał na wojnę Trajanus, zabieżała mu wdowa jedna, wołając nań: Uczyń mi sprawiedliwość, syna mi pod twojem panowaniem zabito. Powie cesarz: Gdy się z wojny zdrów wrócę, uczynię to rad. Ona rzekła: A jeśli tam umrzesz, a mnie kto uczyni sprawiedliwość? Odpowie: Ten co po mnie będzie. Rzecze wdowa: A tobie co to pomoże, iż inny a nie ty dobrą rzecz uczynisz? Izali nie lepiej, iż tę sobie wysługę u Boga sam zjednasz, drugiemu jej nie polecając? Tedy wnet cesarz z konia zsiadłszy, nie prędzej na koń wsiadł, aż się jej dosyć stało. To uważając u siebie Grzegorz ś., taką chęć do dobrych uczynków i taką łaskawość jego, płakał i potępienia jego żałował, jako prosił i co zjednał (jako się rzekło), pewności żadnej niemasz. Stądże drudzy piszą, iżby jego duszę z piekła wybawił.

Rząd jego i sprawowanie Kościoła Bożego kto chce wiedzieć, jako był świątobliwy i dziwny, pilny, śmiały, z miłości wielkiej ku ludzkiemu zbawieniu pochodzący, niech czyta listy jego; wszystko w uczynku i skutku wyraził, czego sam w księgach, Pastorale nazwanych, nauczał. Jeszcze za Pelagjusza, jego przodka, Jan carogrodzki patrjarcha, uczyniwszy synod swowolny bez przyzwolenia Stolicy Apostolskiej, pisać się począł universalis, to jest powszechny patrjarcha. O to go Pelagjusz i synod on wyklął, i wszystkim biskupom, by mu nie pomagali, zakazał. A Grzegorz Ś., skoro na papiestwo wstąpił, na pohańbienie pychy Janowej, w naśladowaniu Chrystusowej pokory pisał się prosto biskupem a sługą sług Bożych. A do Jana carogrodzkiego pisał, upominając go, aby tego tytułu nie używał, a antychrysta w tej pysze nieprzystojnej nie naśladował. Czego on uczynić nie chciał, i owszem jeszcze i cesarza Maurycjusza na ś. Grzegorza pobudzał. Lecz pomstę Bożą nad sobą uczuł, bo tak jako mu prorokował ś. Grzegorz, nagle umarł i pokój Kościołowi uczynił. Potem Cyriakus na miejsce jego nastąpiwszy, używać tego tytułu nie śmiał.

A Maurycjusz cesarz, gdy chciał tyraństwa nad ś. Grzegorzem używać, pogroził mu Święty bezpiecznie onym sądem Bożym, jeśliby w czem ubliżyć Kościołowi śmiał. Rychło potem ukazał się mąż jeden w mniszem odzieniu, który mocą niejaką Bożą wzruszony, przez rynek z gołym za przeszedł, wołając, iż cesarz mieczem zginie. Co gdy usłyszał Maurycjusz, przeląkł się i nic już przeciw ś. Grzegorzowi czynić nie śmiał, przeto iż baczył, że wrychle na sąd Boży, z którym mu Pan Bóg groził, powołanym być miał. Przetoż o Grzegorza ś. i innych patrjarchów i biskupów, mnichów i pustelników pisał, modlitwie się ich zalecając, i pieniądze im, świece i kadzidła posyłając, aby go tu P. Bóg, na świecie tym karał, a do wiecznej go onej przyszłej męki nie posyłał. O co gdy też sam długo z płaczem prosił, nocy jednej miał takie we śnie widzenie: baczył się być przed obrazem miedzianym Zbawiciela naszego, z którego straszliwy głos wychodził, mówiąc: przywiedźcie Maurycego; i porwali go słudzy. I rzecze głos obrazu onego: Gdzie chcesz, abych twe złości, któreś tu czynił, karał? Odpowiedział cesarz: Miłośniku ludzki, Panie i sędzio sprawiedliwy, tu mię racz karać i płacić złości moje, a nie na onym świecie. Tedy głos Boży wydać jego i żone i dzieci, i wszystek naród jego kazał żołnierzowi Foce. Wtem się ocknął, i znając Boskie objawienie, posłał sobie wnetże po Filipika, zięcia swego, o którym niegdyś rozumiał, iż mu państwa zajrzał. A Filipik mniemając, aby go już na śmierć wzywał, żonę Gordję pożegnał i Najświętszy Sakrament wziął. I przyszedłszy, do nóg cesarskich upadł. A cesarz powstawszy i sam do nóg jego padłszy, przepraszał go, mówiąc: Źlem o tobie rozumiał do tego czasu, lecz mi objawił dziś Pan Bóg, iżeś człowiekiem niewinnym. Ale powiedz mi, proszę cię, jeśli znasz jakiego żołnierza na imię Fokas? Myśląc długo, powie dział: iż znam, taki jest a taki. Nazajutrz pustelnicy, do których o modlitwę słał, wskazali do cesarza: iż cię Bóg ze wszystkim domem twym między Świętych policzy i przyjmie pokutę twoją, ale cię z państwa sromotnie i z utratą zdrowia zsadzi. Tak się wkrótce spełniło. Fokas jego i naród jego wszystek wybił, a za nastąpieniem Fokasa na cesarstwo, Kościół święty rzymski i Grzegorz ś., sprawca jego, przy swoich się przywilejach i dostojności przełożeńskiej nad patrjarchami wszystkimi został.

Był wielkiej pokory ten ś. Grzegorz, co i stąd znać, iż wszystkich kapłanów braćmi i towarzyszami, a księży rozmaitego święcenia, najmilszymi synami w listach swoich zwał. Świeckich mężów panami, i niewiasty paniami swemi czynił, a żadnemu się ani najwyższym, ani powszechnym biskupem, ani panem zwać nie dał. Przetoż Eulogjusza, patrjarchę aleksandryjskiego, listem zgromił, iż go uniwersalskim papieżem nazwał. Nie, iżby tem nie był (bo to imię synod czwarty w Chalcedonie rzymskim biskupom przypisał), ale iż najwyższym będąc, z naśladowania Chrystusowego najniższym się w pokorze czynił i przeto się tak pisał: sługa sług Bożych. U złych a nieporządnych biskupów mocy swej i władzy pasterstwa najwyższego i powszechnego używał, ale między niewinnymi a dobrymi równym zawżdy być chciał. Przetoż i do jednej pani rodu senatorskiego, na imię Rustycjany, pisząc, tak mówi: List wasz w niemocy mej wielkiej ucieszył mię, alem to nie rad czytał, iż tylekroć mówicie: sługa wasza, sługa wasza. Ja, nosząc biskupie brzemię, stałem się sługą wszystkich, a jakoż się ty sługą moją zowiesz, ponieważ i przed biskupstwem jam był sługą twoim? Dla Boga cię wszechmogącego proszę, niech tego słowa w liście twoim do mnie nie najduję.

Gdy druga niewiasta, Gregorjana, cesarzowej pani stara, pisała do niego w te słowa: Nie przestanę pisaniem mojem wam się przykrzyć, aż mi napiszecie, iż od Boga zjawienie macie, iż moje grzechy odpuszczone są. Na to jej odpisał ś. Grzegorz: O trudną a niepotrzebną rzecz prosisz. Trudną, bom ja niegodzien, aby mi to Bóg objawił; niepotrzebną, bo nigdy o odpuszczeniu grzechów twoich bezpieczną być nie masz, aż gdy przy śmierci twojej już płakać za nic nie będziesz mogła, który dzień niźli przyjdzie, zawżdy się grzechów twoich bać masz, abyś za nie ustawicznie płakała. I do Anastazjusza, kapłana Isaurji, pisze: Wiem, iż ty dobrze żyjesz, a ja się obłożonym wielkiemi grzechami być znam; a chociażbyś i ty grzesznym był, przedsiem ja grzesznik większy, a tyś z lepszy, bo tylko swoje grzechy, a ja i cudze (tych którzy zleceni są) noszę. I Grekowie o jego pokorze napisali. Powiadał nam, prawi, Jan opat, Persjanin, o Wieikim Grzegorzu, papieżu rzymskim. Szedłem, powiada, abych się pokłonił grobom a stołów Piotra i Pawła. Dnia jednego stoję wpół miasta, alić idzie Grzegorz papież; i chciałem paść przed nim, a on bacząc uprzedził mię i padł na twarz przede mną, a wstać nie chciał, ażbych ja pierwej wstał, i z wielką mię pokorą obłapił, i da mi pieniędzy i suknię i inne potrzeby. Niemoce wielkie cierpiąc na ciele, frasunki na duszy odnosił, patrząc na srogie karanie Boskie onych czasów nad ludźmi, o których sam mówi w kazaniu swem. Patrzał i na wojowanie Rzymu od rozmaitych nieprzyjaciół, iż trudno pomyśleć, jako tak wiele ksiąg, tak mądrych, uczonych i bogomyślnych pisać mógł. Wielka to prawda, co powiadał Piotr diakon, najbliższy jego pomocnik: iż gdy pisał, często nad nim znak Ducha Świętego w postaci gołębicy widział. Po tak wielkich pracach, cudami wielkiemi za żywota wsławiony, dzień, którego zawżdy pragnął, wesołej śmierci swej i wysługi oglądał. Trzynaście lat papiestwo sprawował. Po śmierci daleko większemi cudami uczczony od Pana Boga jest, do których czytelnika odsyłam. Dzień jego dzisiejszy i Grekowie święcą i wszystkie kościoły wschodnie. Na cześć wieczną Panu Bogu naszemu, Jezusowi, którego jest rozkazowanie z Ojcem i z Duchem Świętym na wieki wieków. Amen.

______________________________________________________________________________________________________

Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu, ks. Piotr Skarga SI, wyd. księży Jezuitów, Kraków 1933, ss. 435-445

 



tagi: święci  papież  cnotliwy  zakonnik  doktor kościoła 

Kornel
12 marca 2021 11:49
0     472    2 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować