-

Kornel

(13 marca) ŻYWOT Ś. EKWICJUSZA OPATA

pisany od ś. Grzegorza papieża (lib. 1 Dialog. cap. 4) słowo od słowa. Żył około roku Pańskiego 520.

Z powieści Fortunata, wielebnego męża, opata klasztoru, który zowią łaźnią Cyceronową, i innych ludzi zacnych zrozumiałem to, co powiem. Prześwięty mąż, na imię Ekwicjusz, w krainie Walerja nazwanej, był z cnoty swej i żywota u wszystkich w wielkiem podziwieniu, któremu ten to Fortunatus był bardzo towarzyskim. Ten, wedle wielkości świątobliwości swojej, wielu klasztorów w tej tam stronie ojcem był. Gdy go czasu młodości jego zapalenie cielesne i pobudki nieczyste bardzo gabały, pokusy one i niebezpieczeństwa uczyniły go w modlitwie gorącym i pilnym. A gdy ustawicznie na one niepokoje pomocy Boskiej wzywał, nocy jednej stanął przy nim anioł i kazał go rzezać, i zdało mu się przez ono widzenie, iż prawie takim już był. Po tem widzeniu tak się uczuł wolnym od wszystkiego zapalenia złej żądzy, jakoby prawie płci męskiej na sobie nie nosił. Tym darem Bożym posilony, za pomocą Bożą jako mężczyzn tak i niewiasty rządzić i w służbie Bożej sprawować począł. "Wszakże uczniów swoich upominał, aby sobie w tej mierze za jego przykładem nie ufali, a bez daru Bożego, którego nie wzięli, w takie się posługi dla upadku nie wdawali.

Tego czasu, którego w Rzymie czarnoksiężników pojmanych karano, Bazyljusz niejaki, pierwszy czarnoksiężnik, w mniszem odzieniu do Walerji uciekł, i udawszy się do Kastorjusza, amirtenieńskiego biskupa, prosił, aby go do klasztoru Ekwicjusza ś. wprawił. Tedy przyszedł biskup z onym Bazyljuszem do ś. Ekwicjusza, prosząc, aby go między swoje zebranie przyjął. Gdy go ujrzał ś. Ekwicjusz, rzekł: Tego, którego mi ojcze zalecasz, nie widzę być mnichem, ale djabłem. Rzekł biskup: Szukasz przyczyny, abyś tego, o co proszę, nie uczynił. Odpowiedział sługa Boży: Jać tym „go być oznajmuję, czem go widzę: ale żebyś nie rzekł, iż cię słuchać nie chcę, oto uczynię, co każesz. I przyjął go do klasztoru. Po małym czasie, gdy sługa Boży na pobudzanie wiernych ku niebieskim żądzom daleko od klasztoru swego zabieżał, trafiło się, iż w klasztorze panieńskim, który też miał w poruczeniu swem, jedna panna, która wedle spróchniałości ciała tego piękną się być zdała, gorączkę cierpieć, w której bardzo sobie tęsknić i wołać straszliwie poczęła, mówiąc: Teraz umrę, jeśli mnich Bazyljusz do mnie nie przyjdzie, a zdrowia mego nie opatrzy i mnie nie zleczy. Lecz w niebytności starszego żaden mnich wnijść do klasztoru panieńskiego nie śmiał, a daleko mniej nowy on, którego żywota bracia nie doznali. Tedy wnetże go wysłali za ś. Ekwiejuszem, to oznajmując, jako w wielkiej gorączce jest, a o nawiedzenie onego mnicha troskliwie prosi. Co usłyszawszy mąż święty, w gniewie się roześmiał i rzekł: Wszakem wam powiadał, iż to djabeł jest, a nie mnich. Idźcie a wyrzućcie go z klasztoru, a o służebnicę Bożą nie frasujcie się, od tej godziny i febra ją minie i o Bazylim myśleć nie będzie. Wrócił się brat on i poznał, iż tej godziny zdrową została, której ono słowo mówił Ekwicjusz, który mocą Mistrza swego, Jego też przykład wyraził, gdy Pan Jezus proszony od królika, samem słowem sługę jego uzdrowił. Tedy go wnetże wszyscy mnisi z klasztoru wyrzucii. A on wychodząc, wyznawał: iżem często mem rzemiosłem komórkę Ekwicjusza na powietrzu zawieszał, a żadnegom z jego domowników obrazić nie mógł. Ten złoczyńca rychło potem w Rzymie za gniewem ludu chrześcijańskiego o rzeczy Boskie, spalony w ogniu zginął.

Szlachcic jeden, na imię Feliks, z powiatu Nursji, ojciec tego Kastorjusza, który teraz w Rzymie z nami mieszka, bacząc, iż ten Ekwicjusz, żadnego święcenia kapłańskiego nie mając, po miasteczkach i wsiach nauczał i kazał, szedł do niego i rzekł mu: Jako ty, nie mając od rzymskiego biskupa, pod którym żyjesz, żadnego na kazanie dozwolenia, śmiesz nauczać ludzi, a ten na siebie urząd brać? Powiedział na jego pytanie mąż święty, jako moc na powiadanie słowa Bożego wziął tym obyczajem. Jednej nocy, powiada, ukazał mi się piękny młodzieniec, i puszczadłem w język mój uderzywszy, krew mi z niego puścił i rzekł: Otom słowa moje włożył w usta twoje — wynijdźże na kazanie. Od onego dnia, bych dobrze chciał, o P. Bogu milczeć nie mogę. Petrus: Radbych usłyszał, jakie uczynki tego były, który taki dar od Boga miał? — Gregorius: Uczynki, Piotrze, z daru Bożego są, a nie dar Boży z uczynków, bo inaczej łaska nie byłaby łaską. Bo dar Boży uprzedza uczynki, aczkolwiek za rosnącemi na nim uczynkami, darów się też Bożych przyczynia. Ale żebyś o jego żywocie wiadomość miał — dobrze go świadom był przewielebny mąż Albinus, reateński biskup, i drudzy jeszcze żywi są, którzy nań patrzeli. Ale co więcej o dobrych uczynkach jego się pytasz — ponieważ czystość jego żywota zgadzała się z jego kazania pilnością. Miał tak gorącą ochotę ku pozyskaniu dusz Panu Bogu, iż chociaż klasztory sprawował, jednak po wsiach i zamkach chodził, od kościoła do kościoła, i po domach, wszędzie serca wiernych ku miłości niebieskiej i ojczyźnie zapalając. Bardzo był w odzieniu wzgardzony, i tak na spojrzeniu podły, iż kto go spotkał a nie znał, i na pozdrowienie jego nie odpowiedział. A gdy gdzie drogę czynił, wsiadł na osła najchudszego w domu, a ogłowi miasto uzdy używał, a skórę baranią miasto siodła kładł, w worku tylko księgi Pisma ś. nosząc na obu stronach. A gdziekolwiek przyszedł, Pisma ś. źródło wypuszczał, a pokrapiał serca wiernych.

Sława jego kazania doszła do Rzymu. I niektórzy z księży, pochlebcy (którzy swym językiem słuchaczy swych głaszcząc, zabijają ich) biskupowi Stolicy Apostolskiej pochlebiając, skarżyli się na tego Świętego, mówiąc: Co to za chłop, który sobie władzę do kazania przywłaszczył, a nieumiejętny, śmie na siebie brać urząd Pana naszego apostolskiego? Niechby kto poń posłany był a tu go stawił, żeby poznał, jaki jest kościelny porządek i karanie. A jako to więc bywa u ludzi zabawionych, prędko się pochlebstwo wkradnie, gdy od drzwi serdecznych zaraz odepchnięte nie będzie, przyzwolił na to papież, aby do Rzymu przyzwany a doświadczony był. I posłał poń Juljana defensora, który potem był biskupem sabińskim, rozkazując, aby go ze czcią co największą przyprowadził, aby mąż Boży przez ono gabanie krzywdy żadnej nie miał. Tedy przyjechał do klasztoru jego, i samego nie zastając, znalazł pisarzy starych ksiąg, piszących, i spytał gdzieby był starszy. Powiedzieli, iż za tym bliskim pagórkiem siano kosi. Miał ten Juljanus bardzo zuchwałe pacholę, i pyszne, iż go ledwo samego słuchało; tego posłał, aby go tem rychłej przyzwał. Skoro on chłopiec ujrzał Ekwicjusza, bardzo się bać i mdleć począł, iż ledwo przez drżenie przystąpił: i upadłszy do nóg jego, kolana całując, oznajmił iż go pan jego czeka. A on rzecze: Nabierz świeżego siana dobytkom, na którycheście przyjechali, a ja dokosiwszy (bo już troszka zostaje), pójdę za tobą. Gdy ujrzał Juljanus ono pacholę swoje zuchwałe, a on siano niesie, rozgniewał się nań, mówiąc: Nie po siano jam ciebie, ale po człowieka posłał. Powie: iż idzie za mną. I ujrzy, a on idzie z kosą na ramieniu, w kowanych wiejskich trzewikach; i pytając, jeśliby ten był — zdaleka nań patrząc, gardzić nim począł. Ale gdy blisko przyszedł, drżeć i lękać się począł także Juljanus, iż ledwie co przez on strach wymówić mógł to, po co był posłan. I poniżywszy się jemu, do kolan jego upadł, prosząc go o modlitwę, a iż Ojciec jego, apostolski biskup, widzieć go pragnął. Dziękował Panu Bogu Ekwicjusz, iż go Pan Bóg łaską swoją przez najwyższego biskupa nawiedził. I wnet tej godziny rozkazał braci, aby mu dobytek nagotowali, i sam posła upominał, aby rychło wyjechali. Rzecze Juljanus: iż to dziś być nie może, bom się z drogi spracował. On powiedział: O smutek mię przywodzisz synu, bo jeśli dziś nie wyjedziem, jutro już nie pojedziem. | został poseł w klasztorze na ona noc. A nazajutrz o świtaniu prędki poseł do Juljana z listem przybieżał od papieża, aby nie śmiał sługi Bożego z klasztoru jego ruszać. Gdy pytał, czemu się taka odmiana stała, zrozumiał, iż nocy tej, której był Juljanus wysłany, papież był zastraszony widzeniem o to, iż po onego człowieka świętego posyłał. I wnet się wybrał na drogę Juljanus, modlitwie się sługi Bożego zalecając, a mówiąc: Prosi cię Ojciec nasz, abyś się nie trudził a został. Co usłyszawszy Ekwicjusz, zasmucony rzekł: Wszakem wczoraj powiedział, jeśli zaraz nie wyjedziem, już jutro zostaniem. I trzymał go nieco w klasztorze, podróżną pracę jego acz poniewolnemu nagradzając. Obaczże, Piotrze (mówi Grzegorz ś. w rozmowie) w jakiej straży Bożej ci są, którzy sami sobą gardzić umieją. W jakiej czci i w jakim poczcie tajemnie policzeni bywają, którzy się w oczach ludz kich wzgardzonymi być nie sromają. A przeciwnym obyczajem 456 w oczach Bożych podłymi zostawają, którzy się u ludzi chciwością próżnej chwały nadymają. Przeto i niektórym prawda mówi: Wy jesteście, którzy się przed ludźmi usprawiedliwiacie, a Bóg widzi serce wasze. Bo co u ludzi jest wysokiego, to brzydkie jest u Pana Boga.

Petrus: Dziwuję się, iż się na tym mężu najwyższy biskup omylił. Gregorius: Co się dziwujesz, Piotrze, iż się mylim, ponieważ ludzie jesteśmy. Aza nie pomnisz, iż Dawid, który miewał ducha prorockiego, niewinnego syna Jonaty potępił, słuchając kłamliwych słów sługi jego. A iż się to przez Dawida stało, wierzym, iż wedle tajemnego sądu Bożego sprawiedliwie się stało, a jednak wedle rozumu ludzkiego nie wiemy, jako to usprawiedliwić. A cóż za dziw, gdy się ludzkim kłamliwym ustom uwieść damy, my, którzy prorokaminie jesteśmy. Wiele na tem, iż każdego biskupa wielkość trudności umysł zabawia, a gdy się myśl do wiela Spraw rozrywa, do żadnej w osobności potężna nie bywa, i tem się rychlej w każdej oszukiwa, im się około wiela zabawia. — Petrus: Wielką prawdę mówisz. — Gregorius: Nie zamilczę, com o tymże mężu słyszał od onego opata, wielebnego Walentyna, iż gdy jego ciało w kościółku ś. Wawrzyńca położone było, wieśniak jeden na jego grobie skrzynię ze zbożem położył, nie bacząc, jaki tam człowiek leżał. Tedy wicher z powietrza, innych rzeczy zaniechawszy, skrzynię oną samą wyniósł i daleko zarzucił, iż każdy poznać mógł, jakiej był zacności u Boga ten, co tam leży. Powiadał mi też tenże Fortunatus, który mi się bardzo i laty i obyczajami i prostotą podobał, — gdy Longobardowie w oną stronę przyszli, mnisi do grobu ś. Ekwicjusza uciekli. Wpadli do klasztoru nieprzyjaciele, i mnichów z kościoła wywłóczyć poczęli. Jeden zawołał: Ach, święty Ekwicy, podoba ci się to, iż nas tak wywłóczą, a bronić nas nie chcesz? Tedy wnet duch nieczysty Longobardów napadł i tak ich długo trapił, aż się wszyscy o tem, co przed kościołem byli, dowiedzieli i zakazali, aby miejsca poświęconego nie mazali. Tak ten święty mąż i uczniów swoich bronił, i wielu innym, tam się po lekarstwo uciekającym pomógł. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, któremu z Ojcem i z Duchem Świętym chwała na wieki. Amen.

______________________________________________________________________________________________________

Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu, ks. Piotr Skarga SI, wyd. księży Jezuitów, Kraków 1933, ss. 435-445

 



tagi: święci  cnotliwy  zakonnik 

Kornel
13 marca 2021 11:19
2     512    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Matka-Scypiona @Kornel
14 marca 2021 07:15

Przypominać należy postacie naszych świętych Pańskich. 

zaloguj się by móc komentować

Kornel @Kornel
14 marca 2021 21:56

Chwała Panu za ks. Skargę

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować