-

Kornel

(19 marca) ŻYWOT Ś. JÓZEFA, OBLUBIEŃCA MATKI BOŻEJ

z Pisma świętego wyłożony.

Nie mniej ci Święci chwalebni i ku naśladowaniu użyteczni nam są, i owszem więcej nas ku cnemu żywotowi i bogobojności pobudzają, których aczkolwiek żywot dostatecznie wypisany nie jest, wszakże sprawy ich pokrótce w Piśmie Ś. dotknięte, i wielka cnota ich kilku słowami opisana jest. Bo tacy — to skarb ukazany, ale nie wykopany, — góry złote, w których, im niżej kopiesz, tem więcej bogactwa najdujesz, — studnie Jakóbowe głębokie, do których wiadra trzeba i powrozów, to jest rozmyślania pilnego na wyczerpanie przykładów z świętych spraw i z żywota ich. Między nimi jest ś. Józef, oblubieniec i małżonek kwiatu i czystości nigdy nie zwiędłej, Panny Bogarodzicy, którego dziś Kościół wspomina. O tego żywocie pisma mało, ale tajemnic wiele, — kilka słów jego sławy, ale w milczeniu wielkie zalecenie, tak iż wszystkich patrjarchów przechodzi. A kto z tym zrównać się może, który nad innych stał się ojcem mniemanym Syną Bożego, najpierwszym świadkiem tajemnic zbawienia wszystkiego świata, któremu Bóg po Marji wcielenie swoje i przyjście w żywot panieński objawił, i tę tajemnicę przez aniołów z nieba jemu podał, — ten, który uczyniony jest stróżem wiernym czystości Matki Przenajczystszej, opiekunem ubogiego w ciele Boga, karmicielem Mesjasza, obrońcą sieroctwa, nosicielem dzieciństwa, wychowalnikiem młodości Pana wszystkiego świata? Komu kiedy tak wielkie rzeczy zwierzono? Czyjej cnocie tak P. Bóg dufał i polecił rzeczy tak wielkie? Przetoż mówić o tym mężu świętym z większą bojaźnią i czcią, niźli o innych, potrzeba, a wspominaniem jego uweselić się serce i z cnót jego świętych hojnie się nakarmić, jako z biesiady jakiej wesołej, może.

A poczynając od rodzaju jego — był narodu z królów i panów domu Dawidowego, jako Pismo mówi. I anioł go tem czci, zowiąc go synem Dawidowym. Nad przodków i krew jego nic zacniejszego być nie może, bo w Piśmie ś. po wszystkim świecie rozgłoszonem, opisani i chwaleni są oni patrjarchowie, prorocy, kapłani, królowie — krew jego. Ale iż Pan Bóg, według proroctwa Jakóbowego, przed przyjściem Mesjasza królestwo i panowanie świeckie odjął był domowi Dawidowemu, aby mu był dał inne, wieczne, które na Mesjaszu, z jego narodu idącym, zostało — przeto dom albo naród Dawidów zubożał i do tego przyszedł, iż ten Józef z niego idący żywił się potem czoła swego w ubogiem rzemiośle swojem. A jednak krwi i zacności Dawidowego rodzaju nie tracił. A to się też działo w tajemnicy, aby nasz Król nieba i ziemi, rodząc się z Dawidowego domu, krew tylko z niego brał, a zacności i panowania świeckiego nie brał. Bo Ten ubogim i wzgardzonym dla nas, i na służbie naszej być chciał, a do innego nas wiecznego królestwa i sławy i zacności przenosić się, a tą nam świecką gardzić, swym przykładem i nauką kazał. Z czego jest upomnienie święte, aby nikt z rodzaju świeckiego, by dobrze i królewskiego, butności i chluby nie szukał, ani też podłym i rzemieślniczym stanem nie gardził. Bo ludzie zacność rodzaju nie ze krwi, ale z majętności szacują, a ubogiemu, by dobrze z cesarskiego rodu szedł, gdy nic nie ma, czci żadnej nie dają. Jako i Józef ś., chociaż królewskiego rodu był, w Betlejem gospody nie nalazł. To znać, iż nie naród, ale majętność świata tego sobie ludzie ważą. Ten, co dziś jest kowalem albo szewcem, a kto wie, jeśli z królewskiego albo wojewodzego plemienia nie idzie? A ten, co teraz wojewodą i szlachcicem, być może, iż z rodzaju też takiego rzemieślnika albo kmiecia pochodzi.

Ku temu wstydzić się nie trzeba uczciwego rzemiosła i najzacniejszemu, ale się raczej złego nabywania, niesprawiedliwego, z kradziestwem Rzeczypospolitej, albo wysługi nieprzystojnej wspanoszenia, lichwiarstwa, zbytnich zysków, próżnowania wstydzić mamy. Niegdyś i królowie jakie rzemiosło w ręku mieli, dla uchodzenia próżnowania a przygód ku szukaniu żywności i ubóstwa, — w którem kto robić nie umie, do złego a niepoczciwego się żywota pospolicie, dla pożywienia i głodu uwiarowania, udaje. Z takiego tedy narodu idąc Józef, krew swoją nie imiony, ani bogactwem, ani pompą świata tego, ale cnotą i naśladowaniem sprawiedliwości przodków swoich zdobił. A co o jego wychowaniu, młodości i ćwiczeniu, i w cnotach pomnożeniu, i wielkiej doskonałości w niewinnym mówić? Ponieważ sława jego wielkich a niepospolitych cnót jedną się rzeczą pokazała, iż go P. Bóg na to obrał, aby był ojcem mniemanym wiecznego Boga na ziemi. Znać, iż ten człowiek był bez przygany, a jako Pismo mówi, doskonały przed Bogiem, któremu równy nalezion nie był. Młodzieństwo i dziewictwo swoje i czystość cielesną, od młodości aż do śmierci swej zachował. Bo nie godziło się Chrystusowi takiego na ziemi mieć mniemanego ojca, któryby się rodzajem cielesnym bawił, a pilność i miłość, którą był winien Synowi Bożemu, na inne dzieci swe rozdwajał, żeby temu jednemu Synowi to odchodziło, co się na innych obracać miało. Nie przystało ku temu, aby ona czysta panienka, która ślub uczyniła czystości swej, inakszemu towarzyszowi dana w opiekę była, jedno takiemu, który jej w tym anielskim żywocie towarzyszem był.

A jeśliż jej Syn najmilszy i Bóg pod krzyżem, gdy już była lat nie młodych, zlecić jej w opiekę nie chciał żadnemu Apostołowi, który pierwej w małżeńskim stanie był, jedno temu Janowi, który nigdy małżeństwa i zmazy cielesnej nie znał — daleko więcej gdy była młodziuchną panieneczką, inakszemu jej polecić ku straży nie chciał. Aczkolwiek są niektórzy dosyć starzy i poważni Doktorowie kościelni, którzy to twierdzą (albo podobno heretykowie to w ich księgi złością wsiali), żeby za pierwszą żonę Józef ś. Marję Kleofy albo Klopy mieć i dzieci z nią wychować miał. A to wszystko dlatego w tem mniemaniu byli, aby ono Pismo wyłożyć mogli, gdzie się Apostoł Jakób mniejszy zowie bratem Pana naszego, chcąc rozumieć, iż to był syn Józefów z pierwszej żony, która pierwej była za Kleofem, bratem Józefowym. Lecz Mateusz świętego Jakóba mniejszego nie zowie synem Józefowym, ale Alfeuszowym, jako Jana i Jakóba większego na temże miejscu zowie synami Zebedeusza. A jako to być mogło, żeby dwie żony mieć był mógł żywe Józef ś., i tę Marję Kleofy, i tę Bogarodzicę, które obydwie wedle siebie Pismo stawi i pod krzyżem i indziej? A jeśli rzeczesz: tę pierwszą był obyczajem żydowskim porzucił i dał jej list rozwodny — toby jako człowiekowi sprawiedliwemu przystało? Nietylko iż ta Marja Kleofy tak świętą białogłową była, uczennica Pana naszego, i tak nabożna, i pod krzyżem Jego naśladownica, ale iż rozwodów nikt u Żydów nie czynił, jedno twardego serca a zapamiętały człowiek, o którego się bano, aby żony nie zabił. Nie przeto tedy zowie się w Piśmie Jakób mniejszy bratem Pańskim, iż był synem Józefowym, ale iż matka jego, Marja Kleofy, była siostrą (acz nie rodzoną) Matki Chrystusowej, i przeto bratem się zowie. Bo ci wszyscy bracią się zowią, chociaże nie tak bliscy są jako rodzeni, ale po matce albo po ojcu idą. Myśl zaprawdę wielu ludzi pobożnych i uczonych nigdy na to zezwolić nie może, aby się Józef innym rodzajem bawić miał, mając takiego, acz mniemanego Syna, w którym nietylko przygany niepłodności u ludzi uchodził, ale też wielkiego i niebieskiego błogosławieństwa nabywał.

A iż się Panu naszemu narodzić jedno pod zasłoną małżeństwa świętego nie przystało, patrz jako go do tego Duchem Świętym wzbudził, aby tej sobie za żonę prosił i tę miał za oblubienicę, która Go porodzić miała, — która iż już czystość swoją Panu Bogu była poślubiła, wielkie jest podobieństwo, iż gdy ją wziął, to ona go do chowania czystości namówiła, tak jakoś tu o innych w tych żywotach słyszał. Bo jeśli to uczyniła Cecylja Walerjanowi, Kunegunda Bolesławowi, polskiemu królowi, i Katarzyna szwedzka Edgarowi — daleko więcej poważne i dzielniejsze słowa, i prędszą od Boga na to pomoce ta Przeczysta Panna miała. Co jedno chwalebnego jest w innych białogłowach, bez pochyby wszystko się w tej łaski pełnej najdowało. Gdy tedy tak anielskim żywotem żyli, a Panna osobną sobie komórkę do modlitwy miała, w to takie małżeństwo włożony jest Syn bez męskiego rodzaju, i uczczona jest czystość niesłychaną płodnością. Zwiastował anioł żonie jego, i gdy jej o rodzaju mówił, iż powić miała dziwnego Syna, ona jako ta, która w czystości zaślubionej żyła, rzekła: Męża nie znam. Nie rzekła: Męża nie mam. Mam, ale go nie znam, przeto, iż z nim tę zmowę mam — i być nie może, abych jej odstąpić a czystość Bogu oddaną utracić miała. W czem też bezwątpienia małżonka swego czysty żywot i takież przedsięwzięcie aniołowi oznajmiła.

A ktoby spytał, czemu się z takiej Panny narodził, która już męża miała, niechże wie, i z świętych Doktorów, iż to Pan Bóg uczynił naprzód na obronę sławy, i zdrowia, i bezpieczności Matki Bożej. Bo pewnieby za podejrzaną jej cnota u ludzi była, gdyby u niej syna widzieli, a jej męża nie znali, a podobnoby ją byli jako grzeszną wedle zakonu ukamienowali. W czem obacz, jako czcił sławę tej Panny Syn Boży, iż wolał, aby o nim do czasu rozumiano, że był prostego człowieka synem, niźli żeby miła Matka Jego przymówkę u ludzi i podejrzanie cnoty swej odnosić miała. Ku temu, aby Panna sieroctwa swego miała opiekuna i pomocnika na wychowanie i straż onego dziwnego Syna, dlatego zamąż dana była. Obacz, jako święte małżeństwo uczczone jest od Boga, iż się jednak acz z Panny, ale pod zasłoną małżeństwa narodził Syn Boży.

Gdy tedy Józef ś. brzemienną małżonkę swoją, z którą taką zmowę czystości miał, być baczył, wiele nań myśli takich i owakich przypadało, z których wyprawić się nie mógł. Bo źle zrozumieć o tak dziwnej Panience, i takich cnót niesłychanych białogłowie, nie śmiał; a skądby też brzemię miała, na to mu rozumu nie stawało. Nakoniec, onej trudności uciekaniem i opuszczeniem jej zbyć chciał, o czem dwojakie jest mniemanie Doktorów śś. Bernard ś. naucza, iż nigdy o niej złego mniemania nie miał, ale dla wielkiej uczciwości, iż się onych rzeczy dziwnych przeląkł, uciekać od niej chciał, tak jako Piotr ś. mówił Panu Jezusowi: Odejdź ode mnie, Panie, bom jest grzeszny człowiek; i drugi także: Panie, nie wchodź do domu mego, bom tego godzien nie jest. Także Józef opuścić ją chciał, bo się niegodnym znał takiej małżonki mężem być, której te dziwne postępki nad rozum swój baczył. Drudzy mówią, iż o niej źle rozumiał, ale sławić jej nie chcąc, uciekał. Oboje rozumienie wielkie cnoty w tym ś. Józefie pokazuje, bo wedle pierwszego bardzo się mądrym, a na złe mniemanie nieskwapliwym stawi, iż wolał cudom i niezrozumianym sprawom Bożym brzemię jej przyczytać, a niźli o cnym żywocie jej zwątpić; a wedle wtórego, wielką litość jego nad upadkiem ludzkim i niemściwe a łaskawe serce każdy poznać może, iż wolał uciekać, niźli z bliźniego swego złą sławą i niebezpieczeństwem krzywdy swej ścigać.

O wielka cnoto i sprawiedliwości tego męża! Nie darmo ten z takiemi cnotami na takie czoło Nowego Zakonu wysadzony jest. Widzisz z nim nad Zakon Stary i stan czysty, i niemściwe ale tak ciche i łaskawe bardzo serce. Ale daleko przebija cnota Panny czystej, która o to złe mniemanie ani się sprawuje, ani śmie objawić tajemnic Bożych, ale raczej u męża twarz niewesołą, serce smutne i pewną wzgardę wycierpieć pokornie chciała. Bożego tylko w tem zrządzenia i pomocy czekając, Jemu samemu swoją niewinność polecała. Boże, daj nam taką skromność, gdy obmowy podobno słusznie cierpim, bo potwarze a kto dziś zmilczy? A kto wnetże na oczyszczenie sławki swej z furją się nie porwie? Gdy tedy był albo w tem roztargnieniu, albo w tym nie bezrozumnym błędzie, anioła Bóg do niego posłał, aby mu objawił czystość i niewinność małżonki jego, i narodzenie z niej Syna Bożego i Zbawiciela świata, który miał oczyścić grzechy ludzkie. Widzisz, jakie jest towarzystwo aniołom z czystością. Patrz na wielką dostojność tego Józefa, który godnym się staje widzenia i nauki anielskiej, któremu on prędko na wiarę serce otworzył, i dopiero się pokłonił przenajświętszej małżonce swojej, i przepraszając ją a łzami nagradzając, prostotę swoją obmówił. O jaki tam płacz był, jaka pociecha, gdy już spólnie około, onych tajemnic Bożych rozmawiać z sobą bezpiecznie poczęli; już tam raj i niebo, gdzie trzecim między nimi był Chrystus w żywocie Marji. O wielkie szczęście Józefa tego, który tak wolną rozmowę miał z tą Skrzynią Bożą i Stolicą Mądrości Najwyższego. Rozumiej, z jaką dopiero ochotą służył małżonce swojej i Temu, którego nosiła.

A gdy do Betlejem na popis iść miał, a oną drogę posłuszeństwa urzędu Bożego czynić, długo myślał, jako miał postąpić. Brać z sobą brzemienną Pannę — bał się jej strudzenia, zostawić ją też — bał się jej osierocenia. Ale żeby się zrządzenie Boże wedle Pisma, iż się Mesjasz w Betlejem narodzić miał, wypełniło, wziął z sobą na oną trudną i nie bliską drogę Pannę, blisko już rodzenia będącą. O, jako się frasował, gdy gospody dla oblubienicy swej brzemiennej w Betlejem nie nalazł. Dziś albo jutro, mówił, czas mej miłej małżonce przyjdzie — gdzież się z nią skłonić mam? Do gościńca nie puszczą, nie wiedzą, jakiego Króla ta Panna nosi; miasto wszystko ludu pełne. Nie lza jedno tu w tej jaskini, gdzie bydło stawa, takiemu Panu przestawać. Wielki był frasunek jego, ale się dziwnem onem narodzeniem, które bez boleści być baczył i bez żadnej nad obyczaj niewieści trudności, nagrodził, i oną powieścią pasterską około śpiewania anielskiego żołnierstwa, pociechę odniósł. Uweselił się i przyjściem trzech królów, i onem nabożnem witaniem ich i powiadaniem o gwieździe. I codzień więcej pomnażał wiarę swą, i z większem weselem służył Synowi albo raczej Panu swemu takiemu i Matce Jego.

Lecz zasię druga nań trwoga uderzyła. Nocy jednej miał anielskie widzenie, który unosić mu Dzieciątko i Matkę Jego i uciekać z niem kazał, oznajmując, iż Herod szukać ma śmierci i zguby Dziecięcia. Wstań, powiada, a nie mieszkaj — unoś Pacholę i Matkę Jego, biegaj nocą a nie ostaj się aż w Egipcie, i mieszkaj tam, póki ci nie obwieszczę. On się wnetże porwał, a snu nie żałując ani pracy, tejże nocy bez światła, bez wodza, uchodził kryjomym i pokątnym obyczajem, bojąc się, aby gdzie słudzy i żołnierze królewscy nie zaskoczyli. O jako wielkie posłuszeństwo! Nie mówi tak: dopiero się urodziło, a już nań, Panie, i na nas trudności przypuszczasz? — teraz noc, drogi nie widać, a i we dnie trudna, nie mam i dobytku gotowego, strudzonym i sam; włóczyć się też po świecie — jaka to ciężkość, mieszkać w postronnej ziemi — jaka trudność, opuściwszy swój dom, cudze ściany pocierać, a jeszcze z białogłową i z Dziecięciem, z któremi dosyć trudności w domu, a cóż w drodze; a rychło zasię do domu się wrócić mam? — nie powiada mi nice anioł, tak mię tylko zawiesił i w większej mię tęskności zostawił; izali to nie Syn Boży, czemuby się Ten Herodowi zabić dał? — możeli co zły król przeciw takiemu Dziecięciu począć? — Nic takiego nie mówi ten Święty, ale z wielkiem posłuszeństwem pełni wszystko rozkazanie anielskie, duszą i ciałem służąc Synowi Bożemu. Takiejby się nam powolności uczyć, gdy co nam Pan Bóg i nasi starsi rozkazują. Rozumiej, jakiej pracy, bojaźni, niewczasów użył. A nie tak go swoje bolały, jako Panieńskie i miłego onego Synaczka, na którego młode ciałko zimno, wiatry, deszcze, trzęsienia, potykania i inne podróżne przygody padły.

Mieszkali długo w obcej stronie jako cudzoziemcy i wygnani z ojczyzny, żywność sobie z pracą wyrabiając. Potem wziął niejaką pociechę, gdy mu z Egiptu wrócić się do domu w kilka lat kazano. Lecz jeszcze bez bojaźni nie został, bo słysząc, iż syn Herodów Archelaus wstąpił na miejsce onego tyrana, spodziewał się, iż taż w nim myśl do zabicia onego Dzieciątka być miała; i padła nań znowu wielka trwoga, iż nie śmiał iść z niemi do ziemi judzkiej i do Betlejem do powinowatych swoich. Ale go Pan Bóg zasię pocieszył, czwarty raz anioła do niego posyłając i bezpieczność mu obiecując, i miejsce dla mieszkania Nazaret naznaczając. Tam w pokoju już nieco będąc, wychowywał najmilsze Pacholątko, rękoma na Jego żywność z miłą Matką robiąc, a w onym raju czystości i towarzystwie panieńskiem i w przytomności Boga wcielonego mieszkając. O jako niewysławione szczęście jego! Aż gdy Dziecięciu lat było dwanaście, przypadł zasię na nich srogi smutek przez one trzy dni, w których pociechę i niebo swoje stracili w Jeruzalem. O jako biegał Józef, a nie śpiąc w nocy i we dnie z najmilszą małżonką swoją, rzewnie płakali, po ulicach i drogach pytając skarbu i serca swego. „Nie długo ich w tem Boska ręka trzymała, trzeciego dnia naleźli Pana Jezusa w kościele między Doktorami, któremu pierwej Ś. Józefa frasunek a niźli swój przełożyła Panna, mówiące: Coś to nam uczynił, Synu? Oto ojciec Twój i ja z boleściąśmy Cię szukali. Wczem obacz szczęście i dostojność Józefa ś., iż go Matka Boska i Królowa niebieska nad siebie przekłada i jako starszego swojego czci, a z wychowania i pracy i starania ojcem go też Syna czyni.

Wiedziała Panna, iż to nie Jego ojciec, i słyszała tamże io Onym, gdy mówił: iż ja w tem być muszę, co jem Ojca mego; a jednak nietylko przeto, iż jej był poślubiony małżonek, ale iż się o Pana Jezusa lepiej i pilniej niźli o własnego syna swego frasował i starał, ojcem go Jego zowie. Acz i w tem pokorę swoją najmilsza Panna pokazuje, gdy tak wielką będąc, a tak daleko niższego i podlejszego nad stan swój męża mając, tak go czci, tak w niczem przodkowania mu nie bierze - uczyć się mają małżonki, jako i najpodlejszych mężów swoich ważyć i nigdy im w niczem pierwszego miejsca nie odejmując, winne są. A jeszcze więcej tem uczczony Józef Ś., iż ma jem posłuszeństwie miał Syna Bożego, jako mówi Pismo: by im poddany — pierwej Józefowi, jako Matki swej mężowi, a potem miłej Matce swej. O niewysławiona dostojności, takiego poddanego mieć. A kto kiedy z aniołów i świętych tak wysoko podniesiony jest? I pomyśleć możesz, przez one lata, których dorósł Syn Boży młodzieńczych i męskich lat, iż będąc w posłuszeństwie Józefa, a kazaniem się i nauką nie bawiące (bo Mu się uczyć ani do żadnej szkoły chodzić nie było trzeba), robił z nim rzemiosło jego. Próżnować pewnie, dla złego przykładu, Pan nie mógł. Na puszczy też nie mieszkał, jako Jan ś. od młodości, boby byli ludzie nie tak śmiało mówili: między nami wychowany jest, znamy Jego powinne wszystkie. A tak podobna bardzo rzecz jest, iż Zbawiciel nasz robił rękoma z Józefem, i potu czoła swego pożywał. I dlatego Pana naszego nietylko Synem ciesielskim, ale też i cieśląludzie zowią, jako ś. Marek napisał. O dziwny robotniku! O niesłychany do roboty Józefów towarzyszu! Tyś urobił niebo i ziemię i co na nich jest, a tak się na nasz przykład pokornie jako jeden rzemieślnik ubogi poniżasz.

Gdy już on Syn ich dobrze dorósł, a na opiekowanie i opatrywanie Matki swej nastąpić, i Józefa zastąpić mógł, Pan Bóg też koronę i zapłatę dał Józefowi, acz jej z Ojcami świętymi do śmierci Chrystusowej czekać, ale jednak na odpocznienie iść miał. Wierzę, iż sobie obierał: aczbych wolał tu na Ciebie patrzeć, najmilszy Jezu, i przy Twej Matce przeczystej zostać, ponieważ gdzie Ty jesteś, tam jest niebo nasze; wszakże niech będzie wola Twoja, niechaj nie patrzę na krzyż i zelżywość Twoją — wolę Cię z Ojcami czekać. Pójdę, powiem im tę nowinę, iżem Ciebie, Pana mego, wychował i już dorosłym zostawił, aby się już Ciebie ze mną tam rychło spodziewali. Podobieństwo wielkie, iż gdy Józef zachorzał, Panna przeczysta posługi mu wszelakie czyniła i wezwała najmilszego Syna swego, aby mu błogosławił a jego pożegnał. I tak z błogosławieństwem Tego, którego wychował, na odpocznienie i z no- winą do Ojców świętych wesoło poszedł, i potem z tymże Panem i niegdyś mniemanym Synem swym po zmartwychwstaniu Jego do wiecznej chwały bez końca wstąpił. A tak wielki to był Święty, i daleko większy niźli który patrjarcha, niźli on sławny tegoż imienia Józef. Bo jako mówi Bernard ś., on sprzedany do Egiptu zazdrość braterską wytrwał, a ten okrucieństwo Herodowe cierpiąc, do Egiptu uciekał i tam Chrystusa przyniósł. On wiarę Panu swemu zachowując, od cudzołóstwa się w czystości hamował, a ten przeczystą Dziewicę w komorze swej i towarzystwie za małżonkę mając, wiernym się stróżem czystości jej pokazał. On zboża ludziom na Świec- kiego głodu uwiarowanie dochował, ale ten chleb żywota wiecznego światu wszystkiemu wychował. Bez pochyby, wielki to był człowiek, którego cnocie Matka Zbawicielowa i czystość jej zwierzona jest. Wierny i mądry sługa, którego Pan postawił na tak wielkie a niesłychane posługi, i którego tajemnic swoich przy Matce przechwalebnej uczestnikiem uczynić raczył. Dziś króluje, i za nas wespołek z nadzieją wszystkich grzesznych, Marją, niegdyś poślubioną małżonką swoją, prosi Boga o dary wszelakie tym, którzy żywot jego naśladując, w ubogich, pokrzywdzonych i osierociałych służą temuż Panu Jezusowi, któremu z Ojcem i z Duchem Świętym wieczne rozkazowanie i państwo. Amen.

______________________________________________________________________________________________________

Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu, ks. Piotr Skarga SI, wyd. księży Jezuitów, Kraków 1933, ss. 487-497



tagi: święci  cnotliwy 

Kornel
19 marca 2021 14:49
0     559    2 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować